Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 3932
Miasto: /dev/dvb
2003-03-24, 21:00 IRAK kontra USA ...
AL JAZEERA o 19 powtorzyla zdjecia jencow amerykanskich. To co bylo pokazywane przez nasze media to nic . I oni qrwa smia twierdzic, ze przestrzegaja konwencje Nie mam slow na to.
Reklamy
Richie
Dołączył: 16 Sie 2001
Posty: 20333
Miasto: Lublin/Wrocław
2003-03-24, 21:01 IRAK kontra USA ...
ta, jak sciagneli spodnie trupowi amerykanskiego zolnierza lezacego twarza do podlogi ...
Nogal
Dołączył: 18 Sie 2001
Posty: 5672
Miasto: Kraków
2003-03-24, 21:17 IRAK kontra USA ...
POmijajac sprawe trupow w TV - dziwia(a raczej smiesza) mnie komunikaty typu "4rech zolnierzy zginelo.." - co oni qfa mysleli, ze nie bedzie ofiar ?? Dla mnie wojna implikuje ofiary ,a oni z kazdej smierci robia cos nadzwyczajnego...
PiotreQ
2003-03-24, 21:38 IRAK kontra USA ...
Śmieszne to są komunikaty typu "siły aljanckie zestrzeliły... własny samolot" LOOOOOOL
Kuźwa, <<najnowocześniejsza armia świata>> (jak sami o sobie mówią) a strzelają do swoich, helikoptery same spadają, rakiety mijają cele o... 300 km. Przecież to jest parodia.
Adik
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 3932
Miasto: /dev/dvb
2003-03-24, 21:48 IRAK kontra USA ...
PiotreQ napisał:
Śmieszne to są komunikaty typu "siły aljanckie zestrzeliły... własny samolot" LOOOOOOL
Nie widze tu powodu do smiechu. W ciagu doby startuje ponad 1000 samolotow (ilosc lotow pewnie bedzie sie nasilac) razy ilosc dni, wiec najnowoczesniejsza technika moze czasami zawiesc.
Smieszny jest raczej "wujek Saddam", ktory ponagrywal sie n-razy i teraz wystepuje niejako "live" w irackiej telewizji
MaXyM
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 6289
Miasto: Kraków GG:1905678
2003-03-24, 21:58 IRAK kontra USA ...
Mnie też śmieszy nieporadność wojsk sprzymierzonych.
- Heli rozbija się podczas lądowania
- Helis się zderzają ze sobą
- Zestrzeliwują własny samolot
- własny zołnierz wrzuca granaty do namiotu kolegów
oni chyba własnie odeszli od symulatorów albo co...
Wiesz Adik, pomyłki to się mogą zdarzyć w dżungli gdzie wyskoczy zza drzewa dwóch swoich i jednemu drgnie palec. Ale nie przy nalotach maszyn najezonych elektroniką. Tu nie ma prawa się nic pomylić. Chociaż jak Columbia spada to czemu Apache ma nie spaśc.
Dobrze że Amerykańce co jakiś czas testują swój wysłużony sprzęt bo jaby nie zrobili wojny co 10 lat to po 20tu mozna by ich pokonać za pomocą dzid i proc.
A Saddy nie musi się wysilać. Wojska sprzymierzone same się ośmieszają. I gówno zrobią amerykańce kiedy Irakijczycy pozwalają reporterom filmowac jak Ci strzelają z kałachów do rzeki gdzie rzekomo mieli wpaść katapultujący się piloci.
Przypomnijcie sobie - Bin Laden też miał być schwytany w ciagu 2 tygodni
Tiges
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 2233
Miasto: Wrocław/Warszawa
2003-03-24, 22:30 IRAK kontra USA ...
Komentarz z przed 8 miesiecy socjologa amerykansciego. Ciekawie wyglada z perwspektywy czasu.
Immanuel Wallerstein
George W. Bush - kluczowy agent Osamy bin Ladena
(komentarz nr 96, 1 września 2002)
Osama bin Laden dał jasno do zrozumienia 11 września, że chce boleśnie okaleczyć Stany Zjednoczone oraz doprowadzić do obalenia rządy "złych muzułmanów", przede wszystkim te z Arabii Saudyjskiej i Pakistanu. George W. Bush stara się jak może, aby pomóc osiągnąć mu te cele. Tak naprawdę można powiedzieć, że bez George'a Georgia. Busha Osama bin Laden nie byłby w stanie zrealizować tych zamiarów, a już na pewno nie w tak krótki przedziale czasu.
George W. Bush przygotowuj inwazję na Irak. Opozycja do tego zamiaru staje się coraz wyraźniejsza. Po pierwsze, w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich kilku tygodni bardzo głośne stanowisko w tej kwestii zabierają dwie grupy. Jedna to tak, którą określa się jako "starzy puszyści" (czyli ojciec George'a W. Busha oraz jego najbliżsi doradcy). James A. Baker, Brent Snowcroft oraz Lawrece Eagleburger, wszyscy z najbliższych kręgów władzy w administracji pierwszego Prezydenta Busha, dają nam jednoznaczne ostrzeżenie - że inwazja w chwili obecnej, bez aprobaty ONZ, nie byłaby rozsądnym posunięciem (a ponadto niezupełnie niezbędnym) i może mieć jedynie negatywne skutki dla Stanów Zjednoczonych.
Z drugiej strony mamy krytykę ze środowisk militarnych. Brent Snowcroft oczywiście również do nich należy (jako były generał). Dodatkowo głos zabrali Norman Schwarzkopf, który dowodził oddziałami USA podczas Wojny w Zatoce, Anthony Zinni - dowódca wszystkich sił USA na Bliskim Wschodzie (oraz mediator obecnej administracji w konflikcie izraelsko-palestyńskim), oraz Wesley Clark, szef sił NATO w trakcie operacji w Kosowie. Wszyscy oni stwierdzili, że cel ten będzie militarnie bardzo trudny do zrealizowania, również w sensie militarnym wręcz zbędny, że w razie podjęcia planowanych działań ich skutek będzie dla Stanów Zjednoczonych tylko negatywny. Przyjmuje się powszechnie, że słowa byłych przywódców militarnych są wyrazem poglądów wielu osób, które aktualnie sprawują władzę i pełnią służbę.
Do tego mamy głosy ze strony Richarda Armeya, przywódcy większości republikańskiej w Kongresie, oraz senatora Chucka Hagela, weterana z Wietnamu i senatora republikańskiego z Nebraski. Wszystkie te stanowiska składają się na potężną wewnętrzną opozycję w stosunku do zamierzonej przez Busha operacji. Zauważmy, że na liście tej nie znajdują się Demokraci - w czasie całej tej debaty zachowywali się z wyjątkową i niezbyt chwalebną powściągliwością.
Następnie musimy wziąć pod uwagę krytykę ze strony przyjaciół i sojuszników Stanów Zjednoczonych. Kanadyjczycy twierdzą, że nie posiadają dowodów, które mogłyby uzasadnić inwazję. Niemcy zdecydowanie odmawiają wysłania swoich sił. Rosjanie kilka ostatnich tygodni spędzili na ostentacyjnych gestach dialogu z wszystkimi trzema członkami osi zła - Irakiem, Iranem i Koreą Północną. "Umiarkowane" państwa arabskie - Arabia Saudyjska, Jordania, Egipt, Bahrajn, Katar - przekrzykują się, proklamując swoje potępienia dla pomysłu użycia ich terytoriów jako baz wypadowych dla inwazji na Irak. Kurdowie odmówili przyjęcia zaproszenia na rozmowy pozycji irackiej, które odbyły się pod auspicjami USA w Ameryce. Nawet w Wielkiej Brytanii są kłopoty z poparciem dla USA. Oczywiście, Tony Blair nie ociąga się z okazywaniem dowodów swojej lojalności, choć z drugiej strony uskarża się, że Stany Zjednoczone nie dostarczając mu niczego, co mogłoby go wesprzeć w tej batalii (czyli - konkretnych dowodów, które mógłby pokazać wątpiącym). Większość obywateli brytyjskich jest przeciwna akcji militarnej, a Blair skutecznie nie dopuszcza do podjęcia dyskusji w gabinecie brytyjskim, ponieważ zdaje sobie sprawę, jak silna jest opozycja - przede wszystkim ze strony Robina Cooka.
Oczywiście, George W. Bush ma kilku oddanych zwolenników - Ariela Sharona i Toma DeLaya. Ale to niewiele zmienia. W jaki sposób administracja USA odpiera krytykę? George W. Bush osobiście potępia próby podminowania jego stanowiska, traktując je jako wyraz przekory i mówi, że tak naprawdę nie podjął jeszcze żadnej decyzji w sprawie inwazji - ale nikt mu nie wierzy. Wiceprezydent Cheney twierdzi, że nawet jeśli Saddam Husajn zaakceptował by teraz powrót inspektorów, i tak należałoby doprowadzić do jego obalenia (stanowisko, któremu wyraźnie przeciwstawia się Tony Blair). A Sekretarz Obrony Rumsfeld utrzymuje, że w momencie, gdy USA zdecydują, jakie działania są słuszne, wszyscy je poprą. Tak właśnie, twierdzi, należy rozumieć ideę przywództwa.
Chodzi o to, że z punktu widzenia jastrzębi, do których zalicza się teraz i Georgie W. Bush, opozycja nie ma żadnego znaczenia. W rzeczywistości o wiele łatwiej będzie im zrealizować swój plan bez pomocy innych. Chcą zademonstrować, że nikt nie będzie podważał decyzji rządu USA i działał według własnych zamierzeń. Chcą obalić Saddama Husajna, bez względu na to, jakie występki mu się przypisuje i co inni twierdzą na ten temat - ponieważ Saddam Husajn zagrał na nosie Stanom Zjednoczonym. Jastrzębie sądzą, że jedynie miażdżąc Saddama uda im się uświadomić resztę świata, że USA to "pierwszy szef", który rządzi we wszystkich dziedzinach. Właśnie dlatego forsują niedorzeczny pomysł zmuszania poszczególnych krajów, aby podpisywały dwustronne porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi, gwarantującymi specjalny sposób traktowania dla obywateli USA w sprawach, dla rozpatrywania których powołany został niedawno Międzynarodowy Trybunał Kryminalny. Zasada jest ta sama - USA nie mogą stać się przedmiotem procesów według prawa międzynarodowego. Są przecież "pierwszym szefem".
Oczywiście, opozycji - tej przyjaznej, a nie tej ze strony Al-Kaidy - chodzi o to, że Stany Zjednoczone postrzelą same siebie w piętę, a przy okazji spowodują niewyobrażalne zniszczenia na całym świecie. Poza faktem, że proponowana akcja jest nielegalna w sensie prawa międzynarodowego (inwazja na jakiś kraj to agresja, a agresja to zbrodnia wojenna), jest też w związku z tym również czymś nierozsądnym. Przyjrzyjmy się trzem możliwym skutkom tej inwazji. USA mogą wygrać sprawnie i szybko, bez większych strat własnych. Mogą też osiągnąć swój cel dopiero po długiej, wyczerpującej kampanii, pociągając wiele ofiar po swojej stronie. Mogą też przegrać, tak jak w Wietnamie, i w efekcie będą musiały wycofać się z Iraku, kosztem olbrzymich strat. Sprawne i szybkie zwycięstwo, na co oczywiście liczy administracja USA, jest z tych trzech scenariuszy najmniej prawdopodobne. Moim zdaniem jej szanse powodzenia wynoszą jeden do dwudziestu. Zwycięstwo po długiej, wyczerpującej wojnie to najbardziej realna opcja - szanse: dwa na trzy. A miażdżąca porażka, niewyobrażalna w tej chwili (dokładnie tak jak to było w przypadku Wietnamu), to również bardzo prawdopodobny scenariusz - jedna na trzy możliwości.
W każdym z tych wypadków będziemy mieli do czynienia z poważną szkodą dla interesów narodowych Stanów Zjednoczonych. Załóżmy, że USA wygrają łatwo i błyskawicznie. Zadziwi to cały świat, wstrząśnie całym światem i doprowadzi do wywołania prawdziwej grozy. To chyba największa gwarancja nadszarpnięcia faktycznych wpływów politycznych USA na arenie międzynarodowej, a przede wszystkim wśród sojuszników i przyjaciół Stanów Zjednoczonych - większa niż sam skutek działań, tak bardzo upragniony przez jastrzębie z rządu USA. Jastrzębie utrzymują, że doprowadzi on do wzmocnienia pozycji lidera zajmowanego przez USA w świecie. Tak naprawdę jednak - doprowadzi do jej zdruzgotania. Pozostaniemy bez przyjaciół, z kilkoma oddanymi lizusami i miażdżącą większością krajów pielęgnujących swoje antyamerykańskie resentymenty.
A poza tym, pojawi się też problem - co po zwycięstwie? Obiecaliśmy Turcji i Jordanii, a może i Arabii Saudyjskiej, że nie dopuścimy do rozpadu Iraku. Ale czy będziemy w stanie dotrzymać słowa? Tak, jeśli wyślemy tam zarządcę z ramienia USA oraz co najmniej 200.000 żołnierzy, którzy mieliby zapewnić powodzenie długotrwałej okupacji tego kraju (tak jak w Japonii w 1945 roku). Ale nikt nie ma takich zamiarów - realizacja podobnego planu odbiłaby się bardzo negatywnie na administracji USA w samym kraju. Irak "po-inwazyjny" byłby tworem zbliżonym do Bośni z początku lat 90-tych - ofiarą wewnętrznych i zewnętrznych "etnizujących" sił. Co do Iranu, USA nie mogą się zdecydować, czy chcą, aby kraj ten był ich sojusznikiem, czy też ma się stać obiektem kolejnej, po Iraku, inwazji. Bez względu na to, Iran wyciągnie wszystkie korzyści z pokonania Iraku, które będzie w stanie. Dla niego rozpad Iraku będzie czymś bardzo pożądanym.
Tak zwane umiarkowane państwa arabskie głośno ostrzegają, że inwazja USA nadszarpnie przede wszystkim ich pozycję. W efekcie, mogą one upaść, w związku z czym niemożliwe okaże się to, co już jest wątpliwe - rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. To tak oczywiste, że trzeba się zastanowić, dlaczego administracja USA tego nie przyjmuje. Jastrzębie zarówno z Izraela, jak i z Palestyny zyskają na sile i staną się mniej gotowe niż kiedykolwiek przedtem na osiągnięcie wszelkiego porozumienia. Bez względu na to, kto je zaoferuje.
No i wreszcie rezultat najbardziej prawdopodobny - długotrwała, krwawa wojna. Irak może zostać "zbombardowany do epoki kamienia", o czym marzą niepohamowane jastrzębie. Możliwe, że dojdzie nawet do jego "powrotu do epoki kamienia" z wykorzystaniem broni masowego rażenia. W takim wypadku Irak nie cofnie się przed użyciem wszelkiej, nawet najbardziej straszliwej broni, którą posiada. Może i nie jest ona tak liczna i potężna, jak utrzymuje propaganda USA, ale nawet słabsza broń może doprowadzić do zniszczenia życia ludzkiego w całym regionie na niewyobrażalną skalę (oczywiście pierwszą ofiara będzie Izrael). Torby z ciałami żołnierzy spowodują wzrost napięć i niepokoju w USA. Ekonomiczne koszty działań wojennych, a także wpływ na światowe dostawy ropy, będą tak samo niszczące dla pozycji USA w gospodarce-świecie, w dłuższej perspektywie, jak to miało miejsce podczaj Wojny Wietnamskiej. A jeśli zostaniemy obciążeni moralną odpowiedzialnością za wywołanie kolejnego po Hiroszimie i Nagasaki spustoszenia nuklearnego, ponowne zjednanie światowej opinii może potrwać 50 lat. A wówczas, kiedy w końcu wygramy, i tak nie uda nam się uciec przed dylematem - to dalej. Z jeszcze mniejszą ilością danych, które umożliwiałby nam podjęcie właściwej decyzji.
Trzeci możliwy skutek - porażka - jest tak bardzo nie do przyjęcia, że wszyscy obawiają się nawet myśleć o tym, jaki może ona mieć wpływ na przyszłe pokolenia. Z pewnością będą one oskarżały brak dzisiaj gotowości w Waszyngtonie do potraktowania tej możliwości na poważnie. Psychiatria nazywa to wyparciem.
Czy Osama bin Laden mógłby marzyć o czymś więcej?
Przezdzieblo
Dołączył: 30 Gru 2001
Posty: 380
Miasto: Wawa
2003-03-25, 18:36 IRAK kontra USA ...
MaXyM, doprawdy, ciagle nie widać w tym nic śmiesznego. Zwłaszcza kiedy choć trochę wie się o okolicznościach prowadzenia wojen. Jest taka zasada, że wzmożony ruch uliczny może prowadzić do kolizji. Im więcej poruszających się obiektów, tym większe prawdopodobieństwo zderzenia. Wypadki się zdarzają (taka jest już ich natura), zaś ludzie popełniają błędy (to leży z kolei w naszej naturze). Cywilnym potwierdzeniem tej oczywistości są katastrofy lotnicze, mające miejsce mimo starannej selekcji kontrolerów ruchu, najnowocześniejszego sprzętu i bezustannego monitorowania sytuacji. Więcej, nawet pociągi ulegają wypadkom, choć przecież jazda po szynach w znaczący sposób ogranicza liczbę płaszczyzn, w jakich może nastapić kolizja. Trudno się dziwić, że podczas wojny, w sytuacji wzmożonego stresu, niewyspania, poczucia ciążącej odpowiedzialnoścu, czasem i uszkodzeń bojowych, dochodzi do katastrof. To zaś, że w owych wypadkach giną ludzie powinno w pierwszej kolejności śmiech ucinać.
Podczas Wojny w Zatoce (od niedawna zwanej pierwszą) najdotkliwsze straty Sprzymierzeni zadali sobie sami. Irakijczycy bezpośrednio nie zniszczyli ani jednego Abramsa, Amerykanie zaś kilka. Friendly fire jest zjawiskiem występującym od początku korzystania z broni miotającej, zapewne w walce z użyciem broni białej nie raz cięli się koledzy. Jest to niejako wliczone w koszty prowadzenia walk.
MaXyM, a zrywałeś boki kiedy na Bałkanach jeden z naszych żołnierzy zabił się po pijaku własnym bagnetem? Pękasz ze śmiechu kiedy "koledzy" katują żołnierza na wartowni? To pewnie spowoduje ciężkie obrażenia ciała (najśmieszniejszy dowcip świata? Python Monty...) wiadomość, że wrzucanie granatów do namiotów dowództwa było praktyką (sic! praktyką, choć niecodzienną) np. w Wietnamie. Tym razem zapewne to zachowanie było spowodowane nie niechęcią prowadzenia działań wojskowych, lecz antypatiami/ideologią owego żołnierza.
Ha, jeszcze jedno, komputer z natury (natura po raz kolejny) najeżony jest elektroniką. Zdarzają się błędy? Zwiski?
Co do koszenia trzciny nad Tygrysem, to akurat to wydarzenie ośmiesza Irakijczyków. Jak Saddam szuka amerykańskich żołnierzy, potencjalnych jeńców? Ano, faszeruje prastarą rzekę swojego prastarego narodu perskiego ołowiem, pali zarośla, pławi swoich wojaków w poszukiwaniu zapewne rozdartych już na strzępy zwłok. I nie znajduje nic... Szopka.
Tiges, interesujące. Faktycznie musi to być amerykański socjolog. Psychologów mają znacznie lepszych. Trudno polemizować z przytoczoną opinią kogoś, kto odpowiedzi udzielić nie zdoła. Ale można pokusić się o kilka uwag:
- Tytuł jest tak sensacyjny, że można oczekiwać po autorze wszystkiego, także (głównie?) niemiłosiernego bajdulenia.
- Zamach 11 września został przeprowadzony bez "pomocy" Busha. Tzn. podówczas wojna się nie toczyła a jednak udało się Osamie Bin Ladenowi "boleśnie okaleczyć Stany Zjednoczone".
- Sens militarny istniałby wówczas, gdyby zagrożona była doktryna Monroe`a. Gdyby Saddam najechał USA albo panoszył się w Meksyku bądź Kanadzie, sens militarny interwencji objawiłby się w całej rozciągłości. Ale jest jeszcze polityka i tzw. bezpieczeństwo narodowe, niekoniecznie tożsame z działaniami wojskowymi. Co do efektów irackiej "rozróby" to jest tyle plusów co minusów. Zapewne dopiero za ileś lat będzie można spekulować, co by było gdyby. O ile zgoda co do oceny trudności, jakie stały się udziałem żołnierzy USA w Iraku, to akurat Schwartzkopf ma powód, żeby wsadzać szpilę dowodzącym obecnie.
- Prowadzenie wojny to niewdzięczna robota w demokratycznych państwach. Trzeba brać pod uwagę media, opinię publiczną, najbliższe wybory i samych wyborców. Z kolei ciała partyjne rzadko przejawiają monolit (było kiedyś takie ciało, ale się nie podobało). Nie dziw zatem, że dwóch republikanów może się nie zgadzać nawet w ważnych kwestiach. Nie dziw także, że republikanin z demokratą, czy raczej, lokalizując, eseldowiec z awuesiakiem mogą chodzić na wódkę...
Zadaje to zresztą kłam osądom o "dochodowości" nowoczesnych konfliktów. Inaczej byle dowód, cień dowodu wystarczyłby, aby do Iraku pchali się wszyscy, z ubogą Rosją na czele. A zatem względy moralne (hehe), honorowe (Rosja dalej wielkie mocarstwo, sama znajdzie swoją dochodową wojnę - wiadomo przecież, nic nie rozruszało rosyjskiego przemysłu jak jatki w Czeczenii) ponad czysty zysk.
- Telewizja pokazywała ostatnio ogromną manifestację głoszącej hasła antywojenne, jaka przemaszerowała ulicami Londynu. Jednocześnie poparcie dla Blaira stale rośnie. Tyle o Wielkiej Brytanii.
- USA nie muszą nikomu udowadniać swojego "przywództwa". Sama akcja przerzutu wojsk kosztowała tyle, że wiadomo z kim mamy do czynienia. Stany Zjednoczone są obecnie jedynym supermocarstwem (choć dzielny Chirac puszy się i gromi) i widać to na pierwszy rzut oka. Saddam zaś przez 12 lat grał na nosie całej ONZ, nie stosując się do jej rezolucji.
Można łatwo wyłamywać wszystkie zamki, ciskać na prawo i lewo "jastrzębiami" czy "liderszipami". Tendencyjność tego artykułu (nie odmawiając mu medialności, tytuł fantastycznie sensacyjny) jest tak jawna, że aż zęby bolą. Autor umiejętnie żongluje argumentami, ale pomija inne ważne przesłanki, więcej, nie zadaje podstawowych pytań. Nie poddaje krytyce tego, co wydaje mu się, że wie. Ma też stosunkowo luźne podejście do faktów. Zabrakło mi jeszcze uwagi, że przecież sam Papież potępia rozlew krwi... Bue, paskudny przykład wewnętrznego rewizjonisty lubującego się w rozgłosie.
Ale zgadzam się, komentarz ciekawy.
Yatzek
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 799
Miasto: Szczecin
2003-03-25, 18:48 IRAK kontra USA ...
Przezdzieblo
(wybaczcie lakonicznosc mojej wypowiedzi )
beryl
Dołączył: 10 Lis 2001
Posty: 1832
Miasto: Łask
2003-03-25, 19:11 IRAK kontra USA ...
Nie sposób nie przyznać mu racji
Tiges
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 2233
Miasto: Wrocław/Warszawa
2003-03-25, 22:18 IRAK kontra USA ...
Przezdzieblo : nigdzie nie napisalem ze sie zgadzam. Przytoczylem to bo zmusza do myslenia. Wallerstein od dawna krytykuje polityke Busha. Lubie jego komentarze, choc tez jestem krytyczny.
ps. Osama byl agentem CIA. Czy uwazasz za prawdopodobne, ze jest nim nadal? A moze to Mosad? Izrael tylko zyskuje ciagle (gnebi palestynczykow i nikt sie nie oburza, a teraz ma dostac spora dotacje z tych 75 mld dolarow) .. heh .. niech zyja spiskowe teorie ...
Adik
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 3932
Miasto: /dev/dvb
2003-03-25, 22:45 IRAK kontra USA ...
Calkowicie sie zgadzam z Przezdzieblem (sorry ale nie wiem jak ta ksywka sie odmienia )
Ciekaw jestem Maxym, PiotreQ czyt nadal jest wam do smiechu i bedziecie LOL-owac...
Przezdzieblo
Dołączył: 30 Gru 2001
Posty: 380
Miasto: Wawa
2003-03-25, 23:47 IRAK kontra USA ...
Tiges, ja rozumiem, w tym siła cytatu pozbawionego komentarza. Ale i największy zarzut takiego postępowania. Na GOLu jest aparat, który wkleja zdjęcia porozrywanych Palestyńskich dzieci i jednostronne relacje z przebiegu izraelskich pacyfikacji widzianych oczyma pacyfikowanych. A kiedy już puści parę z ust, broniąc swoich słusznych racji i wolności krwawych publikacji okazuje się, że mamy do czynienia z autentycznym, czystym objawiem żydożerstwa.
Czy ustosunkujesz się jakoś do zacytowanej opinii? Bo nie można się w kółko zgadzać, że to ciekawe. A może można? Bardzo ciekawy komentarz...
Swoją drogą interesujące P.S. CIA? Nie jestem zwolennikiem spiskowych teorii, ale pomysł tajnej organizacji, która zrzuca obywatelom swojego państwa Boeingi na głowę wydaje się nośny i godny bestsellera. Z kolei izraelskie "jastrzębie" tylko czekają na jawny akt terroru jako impuls do wyburzenia nowej dzielnicy palestyńskiej. A tu Palestyńczycy złośliwie nic, żadnych samobójczych bombardierów, siedzą cichutko jak trusia, tylko strzelają od czasu do czasu w niebo... spryciarze.
Tiges
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 2233
Miasto: Wrocław/Warszawa
2003-03-26, 00:31 IRAK kontra USA ...
Wiesz trzeba bylo jakos usprawiedliwic ta wojne .. a tu kto sie sprzeciwi po czyms takim. Symbol runal to trza kogos zlac.
Osama byl szkolony przez CIA. Te dowody po ataku na WTC szyte grubymi nicmy. Chocby ten samochod z intrukcja lotu po arabsku. Komuchow nie ma to trzeba bylo znalezc innego wroga.
Mowiac o Palestynczykach chodzilo mi o to, ze teraz nikt ich juz nie zaluje. Wczesniej Izrael musial sie jakos liczyc z opinia publiczna i udawac ze negocjuje o pokoj. Teraz juz o pokoju nikt nie mowi.
"Kolejne 4,2 mld to wydatki Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, zaś 7,8 mld to pomoc dla sojuszników USA, w tym m.in. Izraela, Afganistanu i Jordanii."
No no .. Izraelowi potrzebna pomoc
Ciekawe skad pochodzi Rumsfeld Typowe amerykanskie nazwisko ...
Coz znaczy te kilka tysiecy osob jak jest taka kasa do zgarniecia
Chyba jednak napisze ten bestseller i bede bogaty
PiotreQ
2003-03-26, 01:33 IRAK kontra USA ...
Adik, oczywiście że jest mi do śmiechu, Jednak najwyraźniej nie zrozumiałeś co jest tego przyczyną i co wyrażać ma mój śmiech. Mówi sie trudno.