Dołączył: 22 Sie 2001
Posty: 952
Miasto: Zduńska Wola
2002-10-19, 20:23 DEAD is DEAD
Proponuję lecieć zaraz po filmie tj. ok. 22:00.
To po kolei :
1) Po zdarzeniu obie maszyny tzn. moja (L.Eberhardt) oraz I-153 spadły, ale ruski też nie zdążył skoczyć
2) W kolejnej misji (Ulrich Teich) udało mi się podejść do Pe-2 i zacząłem go ostrzeliwać, jednak poimo ochrony jaką daje przednia, pancerna szyba strzelec pokładowy wrogiego samolotu trafil mnie zastrzelić Nie udało mi się nic ciekawego zobaczyć poza startem i podejściem do Pe-2
3) Po dotarciu do bazy, i rozpakowaniu swoich rzeczy poszedłem do hangaru obejrzeć maszynę. Zdziwienie było ogromne gdyż mechanicy juz zatankowali paliwo i kończyli ładowanie amunicji. Udając, że wcale nie jestem zaskoczony (ani tym bardziej, że na dzisiaj już mam dosyć latania poleciłem aby zbieżność kaemów utawiono na 200 m.
Wróciłem do baraku, zabrałem swoje "zabawki" i udałem się na pas gdzie już czekała na mnie Beefka. Start przebigł całkeim spokojnie, ten egzemplarz samolotu niczym nie różnił się od poprzednich na których latałem.
Nasze zadanie polegało na eskortowaniu nurkowców. Po kilkunasto minutowym locie monotonny szum Daimlera przerwał komunikat dowódcy : " Achtung !!!, myśliwce npla powyżej na godz. 12, atakować i związać w walce ! "
Ruscy byli tak zajęci stzrelaniem do naszych, że nie zauważyli naszego podejścia. Usiadłem na ogonie MiGa-3 i rozpocząłem jego ostrzeliwywanie, po kilku celnych seriach płonął jak pochodnia, a ja zacząłem się rozglądać za nowym celem. Mig płonął ale nie chciał spaść, co zauważył Wolfgang Berger i skrócił cierpienia maszyny jak i nadal znajdującego się w niej pilota.
Po nabraniu prędkości znów zauważyłem radziecki myśliwiec i ponownie był to Mig-3. Zaatakowałem bezzwłocznie i drugi MiG równie ochoczo co poprzedni zapalił się. Ponieważ wokoło jużnie było wrogich samolotów pozostałem za celem (ostrzeliwując go od czsu do czasu) do momentu gdy ten dosłownie rozpadł sie w powietrzu.
Teraz zająłem się odnajdywaniem swoich kompanów, po kilku nawołanich przez radio każdy określił swoją pozycję i do bazy wracaliśmy już w luźnym szyku. Lądowanie przebiegło pomyślnie, wszyscy ustawili się przed hangarami. Po wyjściu z kabiny szczęśliwi choć nieco zmęczeni poszliśmy na zasłużony odpoczynek. Obsługa naziemna zabierała się do balangi, robili nam zdjęcia i cieszyli się jak dzieci.
Później okazało się, że wreszcie przerwana została zła passa która prześladuje nasza jednostkę od kilku tygodni - z poprzedniego składu z kolejnych misji nie powracali nasi poprzednicy, a tym razem wszyscy i (!) na nieuszkodzonych maszynach byli z powrotem.
proponuję coby się rozwijać, przetrenować lot w ciasnym szyku (finger four?) (80% mocy)
- potem nad terenem npla szyk luźny (właśnie - jaki?) proponuje 2 pary oddalone o ok 300m - wingmani z tyłu ok 300m nieco wyżej po prawej od swego leadera
i przynajmniej próba wywiązania się z zadań wingmana.. ubezpieczamy leadera , kontrolujemy gdzie jest - oczywiście do czasu, aż ogarnie wszytko chaos
po starcie - 1-2 kręgi w lewo dla zebrania towarzystwa...
serwer - z labelami i zewnetrznymi widokami na ON.. ale zakaz używania (aż do chwili śmierci)
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-21, 18:38 DEAD is DEAD
Kampania jest wygenerowana na jakies 20 misji do przodu, wiec Oldwin ma zapas misji
Lot w formacji bez zmiany wysokosci - jakies 45-55% ciagu, wznoszenie powinno byc na 100%, ale mysle ze 80% przy wznoszeniu bedzie cacy. Jak prowadzacy chce zwolnic to nie zamyka gazu, tylko tak ze 20%, zeby skrzydlowy nie wyskoczyl przed niego, bo nie ma hamulcow aero, a klapy wolno sie wysuwaja
Ja sporo trenowalem latanie w formacji i bardzo to lubie, ale ostatnio bylem leaderem i nie mialem za kim latac
Prowadzacy powinien leciec w miare prosto, tzn bez naglych obrotow i machania orczykiem, bo sie nie da utrzymac na skrzydle i bedzie kolizja.
No i jak do tej pory w DIDzie leaderzy lataja za szybko, zeby trzymac formacje Z przyzwyczajenia jest 80-90%, a powinno byc 50 - bardzo dobrze sie przy tym ciagu samoloty trzymaja w powietrzu i sa przyjemne w sterowaniu
I bez komunikacji glosowej mozna zapomniec o rownej formacji
Jak ktos bedzie chcial cos napisac to najczesciej rozwala formacje...
Mozna ustalic zasady latania jak sa w RL, tylko ze "miodnosc" nieco na tym straci (przynajmniej dla niektorych, bo nie dla mnie ). Jesli ustalimy podzial na pary, to skrzydlowy ma sie trzymac prowadzacego i nie bedzie mial zestrzelen najczesciej. A to moze niektorym popsuc zabawe...
Snake-
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-21, 18:40 DEAD is DEAD
Aha, i mam nowa przepustnice zrobiona ze zdezelowanego joya qmpla, wiec nie wiem czy sie nie zabije, bo na przepustnicy mam prawie wszystkie klawisze ustawione i moze mi sie czasem cos pomerdac
Czary
Dołączył: 22 Sie 2001
Posty: 952
Miasto: Zduńska Wola
2002-10-21, 20:50 DEAD is DEAD
O ! Widzę że mamy tu fan-club nowych przepustnic niedalej jak dwa dni temu przerzuciłem elektronikę z PC Flight Force Pro do obudowy i rękojeści Saiteka X-35 T. Poprostu różnica jak dzień do nocy - nie mam teraz szans coby nie trafić w dany przycisk itd.
Słuchawki+mikro będę mial dopiero jutro, ale za to na 100 % i to nie byle jakie bo Plantronics HS1.
Na dzisiaj postaram się coś jednak skombinować.
Snake-
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-22, 02:03 DEAD is DEAD
Datum:
5. Juni 1942
19:30
Platz:
Krym
Wetter:
Sturm, steifer Wind, Wolken am 1200m
Aufgabe:
Atak na pociag kolo miasta Lenino.
Verlauf:
Przed startem chaos na lotnisku. Burza. Piorun trafil w wychodek i zwialo namiot Obersta Rottwellera. Pomoczylo sie przy tym masa dokumentow. W takich warunkach meldunek o radzieckim pociagu wiozacym jakichs generalow gdzies na wschodnim krancu Krymu. Rozkaz startu, nie ma rady. Taka okazja sie moze nie powtorzyc...
Start w bardzo trudnych warunkach, bardzo kiepska widocznosc, wiatr w plecy (!), burza z piorunami. Pierwsza para bierze bomby, druga para ma oslaniac. Jeszcze jakas para 109F-2 do pomocy gdybysmy sie gdzies rozpieprzyli w taka pogode...
Jakos udaje sie wystartowac i udajemy sie nad cel. Matthiasowi Ladengastowi wysiadlo radio, ale postanowil dalej leciec. Trzymal sie prowadzacego Ulrika Teicha. Mi mechanicy przez ten burdel nie zatankowali maszyny po poprzednim locie i mialem niecale 250 litrow zamiast 500. Od razu widac, ze poniedzialek to nie jest nasz dzien.
Do tego ponad 200 km do celu. Teich prowadzi na 500 m, potem na 1000, my z Bergerem jakies 500 wyzej, troche z boku. Ciagle leje i pioruny wala dookola jak szalone. Brrrr
W koncu dolatujemy. Pierwsza para znajduje cel i atakuje. Chyba znalezli go gdzies na stacji, bo oplot grzeje jak glupi. Pomimo flaku, po 2 min wszystkie wagony sie pala. Nagle wybuch tuz nad ziemia ! To Ladengast ! Dostal z flaku ! Byla tylko kula ognia, nawet zadnych wiekszych szczatkow...
Cel juz zniszczony, w powietrzu czysto, wiec wracamy do bazy. 200 km z powrotem caly czas patrzac na wskaznik paliwa. Lecac do celu zuzylem ponad 100 litrow, wiec powinno mi wystarczyc na powrot, ale nigdy nie wiadomo. Przez dluzszy czas licznik pokazuje 110 litrow. Puknalem w nigo pare razy i wskazowka przeskoczyla na 80. Na szczescie do bazy juz tylko 60 km.
Moj skrzydlowy, Berger, z nudow wierci sie po niebie, nie trzyma formacji. Postrzelalby, ale nie bylo do czego. Szlismy jako oslona i nie bylo dla nas zadnych celow.
Dolatujemy do bazy. Teich laduje (podobno u niego tez jakies klopoty z paliwem), za nim Berger, ja na koncu. Bardzo przenosi mnie wiatr nad lotniskiem i choc mam 150 kph i pelne klapy, samolot nie chce opasc na pas i znosi go lekko w prawo. Siadam dopiero na koncu pasa i musze nadepnac na hamulce, bo inaczej nie zatrzymam sie przed koncem pasa.
Zawracam juz poza pasem i koluje pod wiatr. Samolotem mi nosi na boki, ale doprowadzam w koncu w rejon placu postojowego i oddaje maszyne mechanikom. Do grzmotu piorunow dolaczyl sie inny huk - kolizja na drodze kolowania ! Kogos znioslo na Bergera i samoloty wylecialy w powietrze ! Na szczescie pilotom udalo sie ewakuowac i nic im sie nie stalo.
Nawet nie bylo gdzie sie odlac po misji w taka pogode...
Nie lubie poniedzialkow...
Zusammenfassung:
Teich i Ladengast zniszczyli wyznaczony cel. Nie napotkano mysliwcow wroga
Verluste:
3 utracone maszyny:
109G2 Ladengasta zniszczone przez oplot npla
109G2 i 109F2 wylecialy w powietrze po zderzeniu na pasie przy fatalnych warunkach pogodowych i niskiej widocznosci
Haendige Unterschrifft:
Paul Barsteiner
Ostatnio zmieniony przez Snake- dnia 2002-10-22, 02:15, w całości zmieniany 1 raz
Snake-
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-22, 02:06 DEAD is DEAD
Foto z misji - prowadzacy
Ostatnio zmieniony przez Snake- dnia 2002-10-22, 02:09, w całości zmieniany 1 raz
Snake-
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-22, 02:06 DEAD is DEAD
Foto nr 2 - warunki pogodowe
Czary
Dołączył: 22 Sie 2001
Posty: 952
Miasto: Zduńska Wola
2002-10-22, 22:44 DEAD is DEAD
Cały dzień leje i przewala się burza. Wszystkie maszyny zostały zaholowane do hangarów, jedynie kilka myśliwców w stanie gotowości bojowej zostało na zewnątrz, ale za to solidnie je umocowano.
Na dzisiejszy wieczór zostało nam przydzielone całkiem interesujące zadanie - atak na pociąg. Deklaruję chęć odbycia lotu jako jeden z 2 szturmowców, na co dostaję zgodę. Jako mój skrzydłowy występuje Matthias - właśnie wrócił do służby po kilkutygodniowej przerwie.
Nad naszym bezpieczeństwem będą czuwać Paul Barsteiner oraz Wolfgang Berger. Z taką obsadą mógłbym lecieć choćby na koniec świata.
Przed startem okazuje się, że w naszych maszynach szwankuje radio- to z pewnościa efekt silnych wyładowań elektrycznych. Elektrycy dwoją się i troją by powymieniać uszkodone elementy, ale czas nagli, i w rezultacie M. Ladengast podejmuje odważną i ryzykowną decyzję o locie bez działającego radia. Jeśli się zgubi, a warunki pogodowe są niezadowalające, nie podaruję sobie. Ostatecznie ustawieni na pasie startujemy, uważając aby wiatr nie znósł nas w stronę lasu.
Powoli nabieram wysokości, co powtarza Matthias. Jeszcze na ziemi poinstruowałem go aby trzymał się blisko. Nasi myśliwcy są o 500 m. wyżej. Plan zakłada atak z niskiej wysokości - widoczność jest raczej słaba. Ja mam za zadanie unieruchomic pociąg przy uzyciu salwy czterech 100 kg. bomb, a Matti ma "dołożyć" im 500-kilogramówką. Lot nad cel przebiega raczej spokojnie - tylko pogoda jest jakby nie po naszej stronie.
Z powodu opóźnienia dostrzegamy cel zaledwie kilka km. przed Lenino. Ustawiam maszynę w osi torów kolejowych i zwalniam ładunek. Niestety wiatr znosi mojego Messera i bomby i wszystkie chybiają.
Matthias na szczęście przykłąda się lepiej - po wykonaniu nawrotu nad miastem widzę, że z większej części po ciągu zostały tylko śmiecie. "Doskonale !" pomyślałem, ale ku mojemu zdziwiemu ktoś na ziemi zorientował się w sytuacji i zaczął ostro strzelać. Natychmiast nakazałem zawrócić do bazy, wszyscy potwierdzili przyjęcie rozkazu. Zacząłem szukać Ladengasta, gdy ktoś rzucił w eter " Mattias trafiony, spada !!! " zatoczyłem krąg nad miejscem gdzie rozpoczynaliśmy atak, ale nie widziałem miejsca gdzie mógł uderzyć czy awaryjnie siąść. Po chwili radio znów zatrzeszczało - "On z tego nie wyszedł !!!, widzę lej po zderzeniu i dym !" Podciągnąłem nos do góry i skierowałem się w stronę bazy. "Wracamy do bazy" - powiedziałem bez przekonania, jeszcze do mnie nie dotarło co stało się przed chwilą. Nawet jeśli przeżyłby uderzenie nie miał szans dostać się do naszych. Byliśmy 200 km od "domu".
Po powrocie nad lotnisko chciałem aby moi podopieczni lądowali pierwsi, ale właśnie zapaliła się kontrolka ostrzegająca przed krytycznym poziomem paliwa. Po skomunikowaniu się z Bergerem i Barsteinerem okazało się, że mają jeszcze trochę zapasu więc siadałem pierwszy. Po chwili przyziemili i oni, choć Berger musiał popisać się pomysłowością - wyskoczył z samolotu gdy ten sunął po ziemi jakieś 50-60 km/h. W sekundę później maszyna z hukiem zderzyła się z innym Bf-109. Jak się okazało ta maszyna zerwała się przy silnym podmuchu wiatru z lin cumowniczych i wytoczyła się na pas. Akurat pod rozpędonego Paula !
Pomyślałem, że szczęście nas opuściło i pewnie tym razem będziemy mieli poważną sytuację. Na szczęście Bereger kuśtykając pobiegł na wierzę, i zrobil tam niezłą zadymę, zanim ktokolwiek wyjaśnił co się tak naprawdę stało.
Kolejny lot i tracimy kolejnego pilota, powoli oswajam się z myślą, że taka poprostu jest wojna.
Salute Matti !
ahhhh . jak ja nie nawidze takiej pogody.... jeszcze naszemu pulkownikowi zachcialo sie nas wysylac w ta psia pogode na "bardzo wazna misje".. psia jego mac... ale rozkaz jest rozkaz... wsiadamy i zaczynamy cala procedure.. szczescie nie sprzyja nam.. siada radio dla kolegi.. mowi sie trudno i idzie dalej... wiatr taki zapier..la ze malo co przy starcie nie przewalil mnie na skrzydlo.. to raz w plecy to raz z boku... kochany Krym... eskortuje razem z Barsteinerem naszych dwoch dzielnych "szturmowcow" ... droga do celu dluga ale spokojna.. nie liczac tej zasranej burzy i tego zmiennego silnego wiatru... i znow pech.. podczas ataku tracimy naszego kompana Mattiasa... cel zniszczony.. wracamy.. jestem wkurzony na maxa i szamocze sie po niebie czekajac komu by tu przyp...dolic .. az dostaje reprymende od Barsteinera... a mi lufy rdzewieja... ladujemy powoli.. i znow pech... tylko co koczylem parkowanie to zerwal sie stojacy obok 109f .. ledwo ucieklem.. no nic mechanicy beda mieli kupe roboty tej nocy.. a jutro znow kolejny pogrzeb...
Yatzek
Dołączył: 17 Sie 2001
Posty: 799
Miasto: Szczecin
2002-10-23, 10:41 DEAD is DEAD
tak właśnie.. deszcz i chujnia..
wiatr, chmury nisko i wogóle..
140 km do celu.. daleeko. Wzieliśmy po 250 kg bombce i hajda.
Lot bez wiekszych perturbacji, w okolicy docelowego miasta - słup dymu - lokomotywa dymi jak skurczysyn. Gdyby nie ten dym , ciężko by było ją wypatrzeć , przelatuję lotem koszącym nad pociągiem - trochę strzelają, ale nic to.
Nawrót i atak wzdłuż torów, skupiam się na trafieniu bombą.
Klik, bomba poszla... cisza.. odlatuje, co jest? niewypał? .. i nagle jak nie gruchnie! az całą kabinę mi rozświetliło. Trafiłem !!! (święto lasu) Większość wagonów zamieniła się w poskręcane blachy. Choć widze że lokomotywa i 2 pierwsze wagony (w tym plot) jeszcze całe.
Nawrót i atak z działek, lot koszący, lokomotywa rośnie w celowniku.. i nagle widzę, że działko plot wyjątkowo celnie wali w mój samolot. Wszystko stało się w ułamku sekundy, nie wiem czy dostałem w kabinę, czy drgnęła mi ręka. Wywaliłem w ziemię tuż przed lokomotywą.. bohaterski ten czyn zniszczył resztę pociągu.
Niestety za cenę życia kolejnego członka dywizjonu.
Howgh
Snake-
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-23, 12:51 DEAD is DEAD
No, to lubie
Wreszcie wszycy sie postarali o raporty
Tak 3mac
Snake-
Dołączył: 05 Lis 2001
Posty: 1695
Miasto: Warszawa
2002-10-28, 21:28 DEAD is DEAD
Dzis poniedzialek, GG chyba lezy (znow... ), nikt sie nie odzywa, latamy cos ?
Czary
Dołączył: 22 Sie 2001
Posty: 952
Miasto: Zduńska Wola