Wczoraj miałem chyba najbardziej stresującą bitwę w World of Tanks
Udało mi się dochrapać ISU-152 - Zwierzobija

, jeżdżę ze standardowym działem haubicy 152 mm (mimo odkrycia szybszych 122 mm ale bez linii BL) a do niego tylko pociski burzące, bo jak trafi to nie ma przeproś

- uszkodzenia max do 910 hp (ISU ma 1010 hp). Mniej odporne maszyny można skończyć na raz. Skrajnie odpornego ISa-7 gryzłem takim jeszcze za czasów SU-152 po 15%. Tylko szybkostrzelność kuleje - 4 strzały na minutę, więc trzeba się starać.
Pierwsza bitwa dnia - mapa Karelia - dla przypomnienia lub informacji - mapa terenowa gdzie przez środek idzie jasna, długa, prosta, szeroka jak morze trasa łazienkowska, droga samobójców i szybkich zwiadowców, otoczona drzewami. Po prawej i lewej stronie mapy wiodą dwa kolejne, bardziej sensowne kierunki walki. W jednym jest wzgórze, które można zdobyć od strony krawędzi mapy i ostrzeliwać się w kierunku środka, lub przy odrobinie szczęścia i przewagi ognia oraz pancerza kontynuować marsz na bazę przeciwnika korzystając z niezłych osłon.
Przy przeciwnej krawędzi teren jest bardziej otwarty, poprzedzielany tylko skałkami, gdzie schronienie może znaleźć od jednego do trzech pojazdów. Trzeba dość ostrożnie się poruszać, bo można dostać niespodziewanego klapsa w zęby kończącego zabawę. Tym razem artylerii na szczęście nie było.
Obie bazy, własna i przeciwnika, znajdują się na wzgórzach. W dół jedzie się szybko, ale atak na takie miejsce czy powrót do swojej jest procesem dość długotrwałym w wolnych maszynach. Zrobiłem sobie podwójne espresso, wypiłem i wybrałem się ISU w stronę bardziej płaskiej, a ze mną z 2-3 ciężkie i jeden średniak. Reszta w liczbie ok 10 sztuk udała się na wycieczkę w góry. Coś zostało do obrony bazy. W bitwie brały udział ciężkie ISy, IS-3, Tygrysy I i II, Ferdynandy i inne upiorne maszynki oraz kilka słabszych średniaków
Mój ISU jako sprzęt prawie ze sklepu ma tylko lepszy silnik odziedziczony z wcześniejszego SU-152 , gąsienice standardowe, co sprawia, że obrót w dowolną stronę trwa całe epoki - 18 stopni na sekundę. Z racji braku obrotowej wieży i małego zakresu ruchów działa w poziomie, trzeba wcześnie planować każdy manewr. Dodatkowo siatka maskująca, lornetka polowa oraz załoga wyszkolona ogólnie na 100% oraz dodatkowo na 60% w maskowaniu - przeniesiona również z SU-152.
Kiedy już dotaaaarłem na miejsce, schowałem się za małym krzaczkiem obok skały. Trochę bardziej z przodu i bliżej środka mapy, będącego po lewej, ukryły się pozostałe sprzęty z mojej drużyny. Rozpoczęło się oczekiwanie. W końcu z przodu za małym wzniesieniem ujawnił się IS-3 i średni t-34-85. Wystawały im tylko górne części wieżyczek. Przymierzyłem, a koło skupienia w haubicy 152 mm jest dość spore i strzeliłem w IS3. Trafiony. Oskalpowałem mu wieżę za 25% wytrzymałości. Pochowali się za skałą. Kiedy znowu wyjechali ostrzelała ich nasza drużyna ciężkich, tamci się odgryźli i znowu ukryli. Ja jeszcze nie zostałem odkryty przez przeciwników, więc mogłem kampić dalej

Znowu IS3 wychylił lekko wieżę, strzał i zostało mu 50%. Potem niecelny w kierunku t-34-85 i tamci z dwóch stron zaczęli nas szturmować za pomocą KW-3, Tygrysa I, Ferdynanda, zmaltretowanego IS3, T-34-85 i jeszcze czegoś. Objechali skałę z moimi i zaczęli ich z obu stron ostrzeliwać. W moją stronę zaczął jechać IS3 i ferdynand, myślę sobie, dopadną mnie z obu stron i zatłuką. Ale chyba nie wiedzieli o mojej obecności, bo tez skupili się na kolegach z drużyny. Wyjechałem nieśmiało z za skały i nadziałem się na stojącego bokiem ferdynanda z 71-79% wytrzymałości. Jak dostał z burzącego to tylko koła po nim zostały

Pewnie się mocno zdziwił. IS3 się wycofał a ja skupiłem się na pomocy drużynie aby zlikwidować zagrożenie po ich lewej stronie. Nadgryzłem KW-3 i dokończyłem napoczętego Tygrysa I.
Wtedy zaczęła działać kofeina z kawy, łapy trząść, ciśnienie walić po głowie. Nasi po drugiej stronie mapy stawiali zacięty opór, ale koniec końców polegli, przepuszczając 2-3 ciężkie. Po mojej stronie koledzy za skałą tez dokonali żywota. Nadszarpnięty IS3 zaczął uciekać w stronę środka mapy i obierać kierunek naszej bazy aby ją zdobyć. Ruszyłem za nim. Po drodze IS3 trafił na naszego średniego ale zabił go i zniknął mi z mapy. Jadę dalej. Dojechałem do krawędzi małej górki, której nie da się przejechać. IS3 się pojawił w dole, jechał na moja bazę, ale działo skierował we mnie. Jego strzał, na szczęście trafił za nisko. Obróciłem ISU, wymierzyłem, poczekałem aż kółko skupienia zmniejszy się do rozmiarów mniej więcej przeciwnika i strzeliłem. Miał jeszcze 25% wytrzymałości. Radośnie wybuchł i przestał być zagrożeniem.
W tak zwanym międzyczasie na górze ekranu pojawił się pasek postępu, pokazujący że przeciwnicy zdobywają nam bazę. Decyzja jedna jedyna, powrót do obrony. Ich zostało dwóch - tygrys II i jeszcze coś ciężkiego. U nas ja i jakiś odporny i morderczy średniak. Rozpędziłem bydle do piekielnych 30 km/h ... i jadę. Nasz średniak zabił jednego ciężkiego, przestali zdobywać nam bazę. Zaczął się szarpać z Tygrysem II. Ja "pędzę". Zaczął się ostry podjazd pod górę, prędkość spadła do 15-20 km/h. Kofeina w żyłach szaleje, łapy latają. Ja jestem chwilowo tylko obserwatorem, bo nic więcej nie mogę zrobić. Goście, którzy zostali jako obserwatorzy poganiają mnie na czacie

Pierwsza górka się skończyła, kawałek równego, znowu prędkość wzrosła i zaczął się drugi podjazd

Tygrys II zabił naszego średniaka i zaczął od nowa zdobywać bazę, zostaliśmy sami - 1:1. Ludzie na czacie szaleją, serce mi zaraz wyskoczy. Dojechałem do bazy, która tez równa nie była, bo na szczycie pagórka, więc jej krawędzie były niżej niż środek. Zobaczyłem Tygrysa, stał bokiem, wystawała tylko wieżyczka i nie spodziewał się ataku, podjechałem bliżej, miał ok 26% wytrzymałości. Znowu stop, czekanie na zmniejszanie kółka rozrzutu, strzał, za blisko

Kurrr, i teraz 20 sekund ładowania. Tygrys strzelił do mnie, trafił, ale pochyły pancerz zrykoszetował zagrożenie

Nie wiem co robić, lekko wycofałem, na czas ładowania. Wszak tygrys czas przeładowania ma o wiele niższy. Pasek postępu zdobywania bazy urósł już do 80% i do momentu kiedy przeciwnik nie dostanie strzału zadającego uszkodzenia lub nie wyjedzie z kółka bazy, nie zatrzyma się. Kiedy miałem 5 sekund do końca przeładowania ruszyłem do przodu. A Tygrys ... zaczął się cofać. Opuścił kółko bazy i ukrył się za kamieniem. No to jadę po niego. Wyjechałem zza kamienia, tak aby mieć jak najmniej do obracania działa w kierunku przeciwnika. Obróciłem się i w tej chwili tygrys palnął mnie w twarz. Zdjął mi 50 % wytrzymałości, ja mu oddałem i zjechałem do 0%. Koniec bitwy, zwycięstwo. Adrenalina tryskała mi uszami. Łapy latały jak u starego alkoholika.
Musiałem wstać i zająć się składaniem i myciem ekspresu, bo chyba zeszedłbym na zawał

Prowadzenie w tej chwili skomplikowanej operacji oka to nie byłby najlepszy pomysł. Zresztą, wiązanie buta również
WoT wywołuje spore emocje. Czasami zbyt duże. Ale i tak polecam
Z innych ciekawostek, udało mi się raz jednym strzałem z takiej haubicy jak wyżej zabić przeciwnika i naszego

Suma sumarum wyszedłem we fragach na zero, ale sytuacja dziwna.