Patrol nr 22. Maj 1942.
Zmieniłem Flotylle z 1 na 7 aby móc w perspektywie przesiąść się w '44 r. na typ XXI. Jeśli dotrwam.
Dowódca Flotylli klepnął przyjęcie a firma spedycyjna przewiozła mi łajbę z Brestu do St. Nazaire. Jakaś ichnia seuldéfense próbowała drogę blokować, ale im ostrzegawczo z ppanc. 88mm pojechaliśmy
Po dotarciu do St. Nazaire rutynowy przegląd poziomu oleju, tankowanie do pełna, przetarcie szyb i wycieraczek, uzupełnienie płynów, dopompowanie sprężonego powietrza. Tylko zaopatrzeniowiec od torped jakiś grubszy cwaniaczek. Jak wywaliłem akustyczne torpedy z przednich przedziałów okrętu a w to miejsce wrzuciłem zwykle elektryczne to nic o zwrotach pkt. renown nie wspomniał. Ale jak z powrotem, tymczasowo ułożone w drewutni, akustyki wrzuciłem do rufowego przedziału, gdzie będą chronić "plecy" przed napalonymi niszczycielami, to juz policzył sobie po 500 za sztukę

Taki się magik okazał. Jak powiedziałem gdzie zaraz te torpedy mu wsadzę i którędy mu wyjdą to uciekł z krzykiem na twarzy. Cholerni francuzi, uciekać to oni potrafią jak nikt.
No nic trzeba ruszać. Jeszcze tradycyjny ochlaj w knajpie i do boju.
Cel patrolu: kwadrat (?) AK32.
Wachtowych chyba procenty troszkę dłużej przytrzymały, bo na wysokości najdalej wysuniętej części angielskiego regionu South West drania niszczyciela zauważyli dopiero jak ten trafił pociskiem 20 metrów przed nami. Kucharz chyba był tez troszkę pod muchą, czyli pod rezykiem. Nie zrozumiał powagi sytuacji tylko ucieszył się ogromnie, bo w miejscu wybuchu wypłynęło troszkę rybek kołami do góry, myślał ze na kolacje będą. Po podbierak drań pognał a jak wracał to zderzył się z uciekającą wachta. Wyszło małe zamieszanie ale straciłem tylko 8% integralności kadłuba. Będę musiał zrobić przeszukanie pod katem przechowywanej oranżady co 40* w cieniu po spożyciu trzyma
Co tu robić, blaszak pędzi na mnie aż mu się z kominów dymi, decyzja, kurs 40*, mała na przód, przygotować wyrzutnie rufową, zanurzenie 3,5 m, namiar 180*, AoB 0*, odległość 600 m, prędkość 12 kts. Poczekamy aż ten cieciu podpłynie bliżej i mu akustyka puszcze. Sam zaczął to niech się teraz martwi. Kiedy niszczyciel zbliżył się na ustawioną w torpedzie odległość puściłem mu prezent. Zygzakiem płynął, ale z czym do ludzi :>. Wydałem od razu rozkaz: zanurzenie 50 m, 30* w lewo, cicha prędkość. Torpeda chyba krążyła chwilkę, jak mucha kolo ... padliny, bo wskazówka na stoperze 3 razy obróciła zanim dało się słyszeć babuch. Hydro poinformował, że zgubiono namiar na okręt wojenny.
Peryskopowa.
Jest! Stoi młotek w miejscu. Akustyk urwał mu śruby
Drobna poprawka kursu i parowa torpeda poszła do celu. Jak oni musieli się denerwować, widząc biały ślad na powierzchni zbliżający się do burty. Twardo jednak siedzieli przy działach

Dopiero po wybuchu skakali wyżej niż Siergiej Bubka w najlepszych czasach. Oczywiście nie mogli skikac tak jak on, bo sam mistrz jeszcze wtedy nie żył, ale liczy się porównanie
Powrót na kurs. Kilka dni nudy. W końcu info z BDU. Duży konwój. Kurs ogólny ESE, prędkość 7kts. Blisko byli. Kilka korekt i pędzimy na spotkanie. Około 19 byliśmy na miejscu gdzie pojawić miał się konwój. Zanurzenie. Nasłuch. Po godzinie JEST! Najpierw jednostka eskorty. Później reszta. Sporo ich. Płynęli z hameryki wiec ładownie pełne :> Pewnie gumy cynamonowe maja. Dobrze. Jak się cos uda wyłowić to rzucimy na czarny rynek. Ludzie za nimi przepadają podobno.
Ustalenie kursu konwoju to momencik. Ustawiłem się tak aby mieć 1200 m do bliższego krańca tej zbieraniny. Eskorta przeszła tyłem. Jest, C3 z samolotami (

może gumy będą w ładowni) na pokładzie, za nim następny, w środku konwoju tankowce, za daleko, 4 km. Decyzja, bierzemy to co jest bliżej. Programowanie torped:
Dla namiaru 0* i kursu C3, AoB wyszedł 93* na lewa burtę, głębokość 10.7m +1m, odległość wrzucę z notatnika w ostatniej chwili. Salwa z wyrzutni 1 i 3, kąt rozpiętości 1*.
Teraz wystarczy tylko peryskop ustawić na namiar odpowiedni dla C3, a AoB dzięki geniuszowi niemieckich inżynierów, odpowiednio się juz sam przestawi. Zatopienie wyrzutni, pomiar odległości i poszły. Natychmiastowo zanurzenie na 100 m, cicha prędkość, zwrot w stronę konwoju. Torpedy trafiły w dziób C3 :/ W czasie kiedy dwa okręty eskorty postanowiły umilić mi życie, śpiewając przebój „bum tralala chlapie fala, po głębinie u-boot płynie”, C3 zaczął przypominać nurkującą kaczkę. Rufa w gore, przód w dół. Ponieważ niszczyciele zaczęły być niebezpiecznie celne, zostawiłem dwa wabie i po 20 minutach umknąłem. Herbatniki wzięły się tym czasem za obrzucanie bombkami dwóch syczących puszek... na zdrowie
Po godzinie wynurzenie i dalej w pogoń za konwojem. Po drodze wachtowi zauważyli trafionego inwalidę, ciągnął się 3 kts, ze śrubami prawie na wierzchu. Jeden magnetyk, eksplozja pod kilem i C3 wyrównał trym

, znaczy zaczął płynąć jak projektanci przykazali. Poniekąd, bo pewnie nie przewidzieli takiego dużego zanurzenia :>
Postanowiłem dobić ofiarę działem. Jak tylko pojawiłem się na powierzchni tamte typy zaczęły do mnie ładować ze swojego. Dwa dobrze wycelowane strzały i ich kontrargumenty zmieniły się w bardzo kontrowersyjna rzeźbę współczesną

Kolejne 15 strzałów zrobiło z pokładu pobojowisko na kształt łódzkiego media markt po promocji.
C3 na dno, samoloty na dno a ja ruszyłem dalej w stronę AK32.
Co przyniosą następne dni... nie wiem, ponieważ jestem nadal w rejsie. Na szczęście ludzie z DHL przypłynęli, wzięli ten tekst i udali się do Europy nadać go na FFS
