kv ja sie zgadzam w tym co piszesz i koledzy poza jednym aspektem :
kavoo napisał: |
To nie chodzi o to, ze skoro nie place abonamentu a ogladam, to nie mam prawa pyskowac. Chodzi o to, ze nie place, bo TVP nie wywiazuje sie ze swoich obowiazkow. Jak zaczna, to zaczne placic - proste. Za obecne "NIC" tym gownozjadom nawet zlamanego centa nie dam.
|
Z takim podejsciem nic nie osiagniemy. Bo to jest przerzucanie pileczki w druga strone. Taka licytacja.
ty -BEDE PLACIL JAK BEDZIE PROGRAM MISYJNY ITP ITD.
tvp - NIE STAC NAS NA PROGRAM MISYJNY I MUSIMY EMITOWAC MULTUM REKLAM BO SCIAGALNOSC ABONAMENTU JEST NA NISKIM POZIOMIE I BRAK KASY MISIU.
I tu i tu jest racja. W takiej sytuacji mocno patowej mozna chociaz nie narzekac na to ze program ktory sie kradnie jest marny.
A tutaj wypowiedz z drugiej strony barykady ktory potwierdza ta patowa sytuacje o ktorej wspominam na poczatku posta
<i>Proponowana nowelizacja nie wprowadza rewolucyjnych zmian. Uaktualnia normy obowiązujące dzisiaj, dostosowuje je do zmieniającej się rzeczywistości i pozwala objąć nimi nowe, medialne technologie. Najważniejsze jednak, że dokonuje zmian tam, gdzie od dawna były oczekiwane, gdzie dotychczasowe regulacje szwankują. A szwankują zwłaszcza w sektorze mediów publicznych. Nowela próbuje wprowadzić mechanizm zwiększający skuteczność pobierania abonamentu, co dla mediów publicznych ma znaczenie zasadnicze. Właśnie z abonamentu finansowane są, a przynajmniej być powinny, programy misyjne. Im mniej abonamentu, tym coraz bardziej oczywista staje się konieczność szukania pieniędzy na rynku reklam.
To z kolei musi się odbijać na konstrukcji programu. TVP otrzymuje w wielkościach realnych około 70 procent wartości abonamentu uzyskanego w 1994 roku, kiedy powstawała jako spółka. Tymczasem w 1994 roku TVP wyemitowała łącznie około 80 tysięcy godzin programu, a w 2001 roku ponad 106 tysięcy godzin. W okresie 1994 - 2001 doszło także do olbrzymiego wzrostu kosztów licencji filmowych i sportowych, co w części spowodowane było ogólnoświatową tendencją, a w części zaostrzającą się konkurencją między coraz liczniejszymi stacjami telewizyjnymi w Polsce. Tylko wówczas, gdy budżet TVP, tak jak wszystkich liczących się telewizji publicznych w UE, będzie w ponad 60 procentach pochodził z abonamentu, pojawi się szansa na ułożenie ramówki w większym stopniu "misyjnej" oraz na uruchomienie nowych "misyjnych" kanałów tematycznych.
Obecnie wpływy abonamentowe stanowią mniej niż jedną trzecią budżetu TVP, czyli są co najmniej dwa razy mniejsze od budżetów porównywalnych stacji w Europie. W tej sytuacji kwestionowanie powszechnego obowiązku opłacania abonamentu - bo według niektórych ocen "w programie TVP jest za mało programów misyjnych, a jeśli są, to późno w nocy" - jest oczywistym myleniem skutków z przyczynami
<i/>
i druga czesc bardziej ogolna :
<i>
Właściwie w całej Unii Europejskiej istnienie silnych telewizji publicznych, zajmujących od 40 do 50 procent krajowego rynku telewizyjnego, jest normą. Jest przy tym oczywiste dla rządów i opinii społecznej państw UE, że stacje publiczne korzystają z pozycji uprzywilejowanej względem nadawców komercyjnych. Przejawia się to m.in. w:
a) prawie do tzw. mieszanego systemu finansowania, co oznacza, że telewizje publiczne w Europie otrzymują środki pochodzące z abonamentu na realizację swojej misji, a jednocześnie mogą sprzedawać czas reklamowy dla uzupełnienia swojego budżetu; ponadto na zadania specjalne, jak na przykład programy telewizyjne dla odbiorców za granicą (takie jak nasza TV Polonia) czy francusko-niemiecka telewizja kulturalna ARTE, nadawcy publiczni otrzymują dodatkowe środki pozaabonamentowe;
b) kontroli nad archiwami telewizyjnymi, zarządzaniu nimi dla dobra publicznego i czerpaniu z nich korzyści w celu uzupełnienia oferty programowej;
c) możliwości uruchamiania kanałów tematycznych; na niektóre z nich - jak na przykład dziecięcy Kinderkanal w RFN - wprowadzono dodatkową opłatę powszechną;
d) uprzywilejowanej pozycji przy wprowadzaniu naziemnej telewizji cyfrowej;
e) niestosowaniu w stosunku do mediów publicznych przepisów dotyczących koncentracji.
Każdy gatunek ma swój czas
O podobnych uprawnieniach dla polskich mediów publicznych mówi projekt nowelizacji ustawy o rtv. Chodzi "jedynie", a może "aż", o to, by pozycja Telewizji Polskiej przynajmniej formalnie zbliżona była do pozycji innych telewizji publicznych w Europie. Oczywiście i ich rzeczywistość różna jest od idealnej, ale u podstawy istnienia mediów publicznych leży przeświadczenie, że silna telewizja z masową widownią, nadająca zróżnicowany program - od rozrywki i sportu po przedstawienia teatralne i operowe - jest jednym z głównych filarów finansowania kultury, istotnym czynnikiem podtrzymującym więzy społeczne, sprzyjającym formowaniu opinii i gustów.
Na tym właśnie polega misja telewizji publicznej. Nijak mają się do tego pytania o to, czy Teatr Telewizji nadawany jest o godzinie dwudziestej czy dwudziestej drugiej (tak na marginesie - Teatr TV to zupełnie archaiczna forma, realizowana wyłącznie przez TVP, inni nadawcy dawno już z niej zrezygnowali i odeszli w stronę filmu telewizyjnego). Legendarny "Kwartet literacki" Reicha-Ranickiego pokazywany był w niemieckiej ZDF około godziny dwudziestej trzeciej, raz na dwa tygodnie. Nikt wówczas nie protestował, nikt nie usiłował dopatrywać się w tym komercjalizacji TV publicznej. Może dlatego, że nad Renem wiedzą, iż każdy gatunek telewizyjny ma swój czas. Trudne, wymagające skupienia audycje wymagają z reguły późniejszej pory emisji. Nie zadowolą się zbyt hałaśliwym dla nich prime time.
Rzekome przywileje
Misja telewizji publicznej polega tak na pokazywaniu treści pożądanych, jak i na unikaniu przekazów szkodliwych, zniekształcających percepcję i wrażliwość odbiorców na otaczającą rzeczywistość. Dlatego też TVP nie angażuje się i nie zaangażuje w programy typu reality show dopóty, dopóki dominującym ich elementem będzie właśnie show, a nie reality. Taka decyzja ma swoje konsekwencje finansowe: oznacza odpływ widowni, a więc pieniędzy, które za widownią podążają.
Nadawcy prywatni gorąco protestują przeciwko rzekomemu uprzywilejowaniu TVP, faktycznie nakładającemu ogromne obowiązki, których stacje komercyjne wypełniać nie chcą. Protestują tak gorąco, że - zanim zaczęła się dyskusja - zwrócili się do premiera, by projekt nowelizacji wyrzucił do kosza. Żadnej propozycji przedłożonej w nowelizacji nie uznali za godną rozważenia! Nadawcy prywatni argumentują, że TVP jest już na rynku za duża i za silna (to znaczy: zbyt skuteczna?) i że nie realizuje swoich obowiązków, swojej misji. Przestrzegają jednocześnie przed prywatyzacją oddziałów terenowych TVP, chcą dostępu do archiwów telewizyjnych sprzed 1994 roku oraz ograniczenia reklam w TVP, na przykład poprzez zakaz ich emisji w drugim programie TVP.
O co w tym wszystkim chodzi? Jak zwykle: o pieniądze. Po pierwsze: archiwa. Dostęp do archiwów pomógłby nadawcom komercyjnym w konstruowaniu tańszej ramówki za pomocą ulubionych przez widzów polskich seriali i filmów. Ułatwiłoby to realizację obowiązków zapisanych w koncesji tych nadawców, a mówiących o konieczności nadawania audycji polskiej produkcji. Zapisy te zostały zawarte w koncesjach po to, aby stacje komercyjne realizowały polskie produkcje, w ten sposób budując polską kulturę i kształcąc twórców, reżyserów, operatorów.
Po drugie: oddziały terenowe TVP. Larum zresztą niepotrzebne, bo dziś nikt poważnie nie rozpatruje ich prywatyzacji. Protesty podnoszone są w obawie o to, aby Telewizja Polska, broń Boże, nie poradziła sobie z ogromnymi kosztami (około 300 mln zł rocznie), jakie te oddziały tworzą, nie dając w zamian, przynajmniej dotychczas, atrakcyjnej dla masowego widza oferty. Za późno - TVP znalazła atrakcyjną, zarówno dla jej własnej misji, jak i dla rynku, formułę informacyjno-publicystyczną, realizowaną obecnie wspólnie przez oddziały terenowe w ramach TVP 3 Regionalnej. Koncepcja przedstawiona w noweli ustawy o rtv zakłada powstanie Polskiej Telewizji Regionalnej (PTR SA), której jedynym i całościowym właścicielem pozostanie TVP SA. Rozwiązanie to jest uzupełnieniem biznesowym nowej koncepcji programowej.
Po trzecie: postulat ograniczenia nadawania reklam. Ograniczenie sprzedaży czasu reklamowego dla TVP oznacza, że na przykład, zakazując emisji reklam w TVP 2, firma jako całość może utracić płynność finansową, a strumień około stu milionów dolarów rocznie zostanie skierowany w stronę dwóch prywatnych nadawców: Polsatu i TVN. I nikogo innego. Warto przypomnieć, że przecież telewizje komercyjne i tak są uprzywilejowane w sprzedaży czasu reklamowego, ponieważ mogą emitować reklamy, przerywając nadawany program. TVP nie ma tego prawa. Około 65 procent wpływów reklamowych telewizji komercyjnych stanowią przychody z bloków reklamowych emitowanych w trakcie programu. Ciekawe, dlaczego żaden właściciel mediów elektronicznych ani dziennikarze w tych mediach zatrudnieni i walczący z dominacją TVP nie zaproponowali rozwiązania, które tę dominację by zmniejszyło: sprywatyzowania na przykład TVP 1 lub TVP 2? Przecież wówczas udział Telewizji Polskiej jako całości, wynoszący obecnie ponad 50 procent polskiego rynku telewizyjnego, spadłby do poziomu 25 - 35 procent. Może protestującym chodzi o coś innego?
<i/>