Polecam, bo uważam, że interesujący i dający wiele do myślenia. A jakie moje zdanie? Nie znam szczegółów dzisiejszych umów współpracy z dostawcami. Z wieloma aspektami nie sposób się jednak nie zgodzić jak chociażby zwolnienia podatkowe otwierające furtkę różnym dziwnym procedurom finansowym, zatrudnianie pracowników i ich zwalnianie po pół roku, korzystanie w przeważającej wielkości z usług kontrahentów z kraju właściciela sieci (nie mylić z dostawcami) a co za tym idzie nieograniczony transfer pieniędzy, wzorem sławnej ostatnio akcji TPSA - Orange, za granicę.
Tak się akurat składa, że m.in. prowadzę działalność w jednym z hipermarketów Carrefour. Kiedyś zaproponowałem skorzystanie z moich usług w zakresie zorganizowania wyjazdu motywacyjnego dla kierowników i pracowników "wyższego szczebla" mając na uwadze moje dość dobre kontakty z Dyrektorem CH. Oczywiście rozpisany był na to przetarg. Szaleliśmy, staraliśmy się, wychodziliśmy z siebie, bo w grę wchodziła dość pokaźna kwota. Kiedy właściwie doszliśmy już do końca usłyszałem następującą kwestię: wie Pan co, i tak z naszej współpracy w tym zakresie (poza oczywiscie najmem powierzchni

) nic nie będzie, nasza firma ma takie poglądy, że lepiej dopłacić sporo i skorzystać z usług naszych biur podróży niż wydać te pieniądze polskiej firmie.
Na tym oczywiście wszystko stanęło. Ale ten przypadek nie traktuję wyjątkowo - z tego rodzaju odpowiedziami niestety spotykam się dość często, oferując organizację wyjazdów motywacyjnych dla dużych zagranicznych firm.
Kiedyś mój znajomy prowadzący import elektronarzędzi chciał wejść do jakiekolwiek sieci. Z tego co pamiętam, za pozycjonowanie towaru na półkach miał podaną określoną kwotę, nakaz przygotowywania w określonych odstępach czasu promocji - sieć nakazywała określoną wielkość rabatu jaki miał zastosować, wszelkie plakaty, ulotki, spoty musiał albo finansować w pełni albo współfinansować z innymi, których dana promocja dotyczyła. Wiedział też, że bez "poparcia" do sieci się nie dostanie, ale to było kilka lat temu - może wtedy były inne czasy bo wszyscy się bili, żeby na półki hipermarketu wskoczyć.
Ale czemu tu się dziwić? Niestety nasz kraj po upadku komunizmu był krajem cholernie biednym, w którym wszystkiego brakowało. Nie było też przedsiębiorców czy też korporacji, które posiadałyby taki kapitał, mogący konkurować z zagranicznymi firmami. To spowodowało łatwy ich napływ.
Czy wiecie, jakiego rzędu obroty są generowane w zwykły dzień na jednej tylko kasie u mnie? Od kilkudziesięciu tysięcy do 150k zł. A to jest tylko jedna kasa z 40-tu innych. Czemu w takich sklepach montowane są tunele powietrzne do transferowania pojemników z pieniędzmi już wiecie
Specyfiką każdego CH jest to, że przy sklepie powstaje od razu galeria handlowa, z której czynszu pobieranego od najemców starcza na finansowanie gro kosztów funkcjonowania całego CH. Można więc powiedzieć, że zysk generowany na kasie jest nie tyle przychodem a dochodem netto dla spółki - po odjęciu oczywiście Vatu i innych podatków jakie jeszcze spółka nakazane miała płacić i które płaci, by nie tworzyć zbędych powodów do kontroli skarbowej.
Dochód ten łatwo pomniejszyć kosztami fikcyjnymi, jak właśnie szalenie niezbędne audyty prowadzone przez firmy zagraniczne, płatność za prawa do marki, za licencję, za szkolenia, etc.
I teraz nachodzi mnie taka myśl: ile i czego musimy wyeksportować za granicę, by zrównoważyć wypływ pieniędzy z chociażby tylko jednego CH w Polsce?